wtorek, 13 stycznia 2015

Rozdział 35

- Emma, słuchaj to naprawdę nie jest żaden problem. - zaczął po raz setny i niewątpliwie  ostatni raz Ulrich. 
- Nie ma mowy. Wracamy do Niemiec. Nie będę zawracać ci głowy, masz pracę, przyjaciół.. Nie potrzebujesz dwójki dzieci skaczących ci nad głową. Poza tym ja świetnie daję sobie radę - jakby na potwierdzenie tych słów syn przytulił się do niej i wymamrotał jakieś niezrozumiałe słowa.
- Ale jak on mógł do zrobić? - spytał retorycznie szukając kluczyków od samochodu. 
  Mąż Emmy, zostawił ją i dzieci. Kilka tygodni temu oświadczył, że się zakochał. Ot tak, poznał miłość swojego życia. A co na to jego żona i chłopcy? Nie mogli nic na to poradzić. Byli zdani tylko na siebie, na szczęście rodzice kobiety pomagali jej jak tylko mogli. Ulrich zdziwił się, że w  zaistniałej sytuacji, ojciec nie robił Emmie wyrzutów. Spodziewał się awantury i żądania wyjaśnień kto ponosi winę za rozpad małżeństwa. Na szczęście, dowiedziawszy się o wszystkim stał się przykładnym ojcem i dziadkiem, wspierał swoje dziecko jak nigdy dotąd. Ulrich był odrobinkę rozgoryczony bo gdyby to jemu coś się nie powiodło pan Stern na pewno nie byłby taki wyrozumiały. 
 Wyjechawszy w stronę najbliższego lotniska chłopcy zaczęli się przekomarzać na tylnym siedzeniu o to, kto dostał ładniejszy samochodzik. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że zabawki były takie same. Różniły się jedynie kolorem. Matka musiała krzykiem doprowadził dzieci do porządku. 
 Ulrich zaśmiał się. Jego siostrzeńcy sprawiali wiele problemów wychowawczych, ale uwielbiał tych dwoje smyków. Był bardzo smutny, że wyjeżdżają. Miał  po cichu nadzieję, że siostrze tak się tutaj spodoba, że rozważy możliwość zostania na stałe. 
 Lotnisko jak zawsze zatłoczone i głośne przypomniało mężczyźnie te liczne powroty do domu. Z jednej strony cieszył się, że zobaczy matkę i siostrę, a z drugiej był wściekły z powodu spotkania z ojcem. Nie dało się tych dwóch rzeczy w żaden sposób rozdzielić. 
- Do zobaczenia. - szepnęła Emma tuląc brata z całej siły do siebie. 
- Papa wujku! - krzyczeli chłopcy rzucając się na Ulricha który kucnął żeby mieć przed sobą ich twarze i oznajmił poważnie:
- Tylko proszę was, nie róbcie problemów mamie, bądźcie grzeczni, dobrze? Liczę na was, chłopcy. 
 Chórem stwierdzili, że oczywiście będą grzeczni jak zwykle ( lekko przesadzili delikatnie mówiąc). Stern poczekał jeszcze chwilę wiedząc, że czeka go nieprzyjemne popołudnie. Sporo zaległości miał w pracy. Nie ma rady trzeba to wszystko nadrobić. Ostatnio w wyniku wielu przeżyć nie miał zbytniego zapału do pisania. Owszem, uwielbiał swoją pracę i nie zamienił by jej na żadną inną. Ale ta niemoc pisarska zaczęła go coraz bardziej irytować. 
 Nagle w kieszeni spodni zadzwonił telefon. "Odd".
- Stary, słuchaj musisz mi pomóc...



***

 Mimo, że miesiąc miodowy państwa Belpois wcale nie trwał miesiąc można śmiało powiedzieć, że był bardzo udany. Jeremy nawet w najskrytszych marzeniach nie przypuszczał, że będzie się tak dobrze bawił. Wracali szczęśliwi, wypoczęci i mocno opaleni. Zmierzali taksówką w stronę nowego domu (oczywiście, Aelita nie miał o tym bladego pojęcia). Jeremy postanowił zrobić tą małą-wielką niespodziankę żonie. Już od dawna marzył o własnym domku takim z ogródkiem i miejscem na altankę w której można byłoby odetchnąć świeżym powietrzem. 
 Aelita trajkotała jak najęta o tym jakie sprawy mają do załatwienia, o powrocie do pracy i o tym, że w najbliższym czasie odwiedzą swoich krewnych i przyjaciół. Nie ulegało wątpliwości, że jest niezwykle radosna. 
- Tak właściwie to gdzie my jedziemy? - zapytała zdezorientowana kiedy zamiast jechać w kierunku centrum zaczęli zmierzać na obrzeża miasta. 
- Zobaczysz - szepnął zagadkowo jej mąż. 
 Jechali jeszcze przez jakieś piętnaście minut. Jeremy wręczył taksówkarzowi zapłatę  i otwarł drzwi swojej żonie.
- Kto tu mieszka? - zdziwienie mieszało się z podejrzliwością na jej ślicznej twarzy. 
- My. 
  Zaczerpnęła głośno powietrza. Była zszokowana. 
 Ten domek był przepiękny! Może nie imponował swoją wielkością, ale był tak uroczy i słodki, że zapierał dech w piersiach! 
  Na podwórku znajdowało się małe oczko wodne w którym wesoło  pluskały ryby. Pod samymi oknami rosły czerwone róże. Z tyłu domu znajdowała się altanka ze stolikiem i ławkami. Okna były piękne, nowoczesne. Ściany  były białe. Domek miał cztery pokoje, kuchnię i łazienkę. 
  Weszli do środka. W maleńkim korytarzyku znajdowała się tylko śliczna szafka na buty. Przeszli do salonu. Znajdowała się w nim wielka zielona kanapa. Wszystkie meble były w kolorze ciemnego brązu. Na jednej ze ścian znajdowała się imponująca biblioteczka. Koło wielkiego telewizora była ustawiona półka z ogromną ilością płyt DVD.  Parkiet był wykonany z jasnych paneli natomiast ściany były koloru jasnego, delikatnego brązu. Gdzieniegdzie wisiały piękne obrazy. 
  Kuchnia była zaskakująco duża i przestronna. Jasne były płytki na podłodze, jasna była  lodówka. Na szklanym okrągłym stole znajdowała się miska wypełniona owocami. 
  Łazienka i pozostałe trzy pokoje również przypadły go gustu nowej mieszkance. Chociaż w dwóch sypialniach nie było jeszcze łóżek a meble były puste Aelita była zachwycona. 
  Z wypiekami na twarzy weszli do swojej nowej sypialni. 
  Centrum tego pomieszczenia stanowiło ogromne łóżko. Miało drewnianą ozdobą ramę i błękitną pościel. W takim samym odcieniu były również ściany. Na szafce nocnej kobieta dostrzegła oprawione w ramkę zdjęcie z wesela. Młoda para uśmiecha się do aparatu. Jeremy obejmował pannę młodą przyciągając ją lekko do siebie. 
- To wszystko jest takie pięknie.. Nie mogę w to uwierzyć.. - szepnęła i oparła głowę na piersi swojego męża. 
  Jeremy starł jej łzę która wydobyła się z jej pięknego oka. Ta zielona barwa była taka piękna...
- Wiesz co.. Załatwianie formalności może jeszcze poczekać..



***

- Jejku.. Odd ty serio jesteś skończonym debilem.. - westchnął Ulrich kiedy jego przyjaciel skręcił w stronę szpitala. 
- Ten cały Leo pisał do niej wczoraj wiadomości, dzwonił.. Muszę mieć pewność - warknął przez zaciśnięte zęby zaciskając z całej siły dłonie na kierownicy.
- I co mamy jak skończeni kretyni śledzić twoją żonę? 
- Jeżeli nie ma innego wyjścia.. 
  Dojechali już pod miejsce pracy Ani. Odd, niczym głupek (którym z resztą jest pomyślał jego towarzysz) założył okulary i wyjął gazetę. Zaczął udawać, że czyta. Stern westchnął i również założył okulary. Nie ma co szykuje się czas pełen wrażeń. Nie dość, że Odd to pajac to jeszcze zaplątał w to wszystko akurat jego! Co za idiotyzm..
 Po pewnym czasie znudzili się tym udawaniem i zaczęli po prostu rozmawiać i żartować. Odd włączył stację na której nadawali jego ulubione piosenki i zwiększył głośność. 
- Musisz tak drzeć japę? Nie masz talentu muzycznego. 
- I kto to mówi? - krzyknął Della Robbia i zaczął poruszać głową w rytm dobiegających z radia pokrzykiwań. Przynajmniej mu się wydawało, że robi to rytmicznie. 
 Nagle od strony Ulricha ktoś z całej siły załomotał w szybę. Mężczyźni przerażeni obrócili się  w stronę z której dochodził owy hałas. 
 Wściekła Ania zrobiła taką minę, że Odda aż wbiło w fotel. To, że ma problemy to mało powiedziane. Stern przygryzł wargę, żeby się nie roześmiać. Jego przyjaciel nie jest zbyt dobrym szpiegiem. 


***

 Yumi skończyła właśnie sprzątać kuchnię. Wiedziała, że w  końcu musi opuścić to mieszkanie które już właściwie nie należało do jej przyjaciół. Nie chciała im przeszkadzać w ich nowym domu. Nie chciała się narzucać. Miała tego wszystkiego serdecznie dosyć. Odejście od Williama i zakończenie z nim związku wpłynęło negatywnie na każdy aspekt jej życia. Mało tego od kilku dni bardzo źle się czuje. 
 Usłyszała dzwonek do drzwi. To Jeremy i Aelita przyszli do niej. Już niedługo miała im pomóc poprzenosić rzeczy z tego mieszkania do ich nowego domku.. Oczywiście ona i reszta jej przyjaciół wiedziała o zakupie domu. Wiedzieli wszyscy oprócz Aelity. 
 Otworzyła drzwi. Aelita cała w skowronkach rzuciła się jej na szyję piszcząc niemal z zachwytu:
- Jak dobrze cię znowu widzieć! Tak się za tobą stęskniłam! 
  Yumi odsunęła się od przyjaciółki. Niespodziewanie zaczęło się jej kręcić w głowie. Zbladła i poczuła się bardzo słabo. Przed oczami tańczyły jej czarne mroczki. Powoli osunęła się na podłogę coraz ciszej słysząc przerażone głosy dwójki przyjaciół. 
- Dzwoń po karetkę, Jeremy ona zemdlała! 


--------------------------------------------------------- 
Witajcie moi drodzy! 
Wiem, że trochę o późnej godzinie dodaję ten rozdział ale cóż :D 
Mam nadzieję, że Wam się podoba i liczę na opinię na jego temat :)
Pozdrawiam :*!